Łoś uratowany nocą
Kilka godzin trwała akcja ratunkowa łosia, który usiłował przepłynąć przez Narew pod Nowogrodem, ale ze względu na oblodzenie brzegów nie mógł wydostać się ze śmiertelnej pułapki. W akcji uczestniczyło kilkanaście osób: myśliwi, strażacy i policjanci. Aby uwolnić zwierzę strażacy musieli wyciąć w lodzie szeroki na około 2 metry i długi na blisko 20 metrów kanał, którym tuż przed północą klempa wydostała się na brzeg i poszła do lasu.
Cała akcja zaczęła się chwilę po godzinie 20.00 i wówczas nic nie wskazywało, że zakończy się happy endem.
- Dostaliśmy informację od łowczego, że pod Nowogrodem było zderzenie samochodu z łosiem, i że zwierze uciekło w las – relacjonuje Łukasz Wołkowicz z Koła Łowieckiego „Sokół” w Łomży. - Pojechaliśmy sprawdzić czy łoś po tym wypadku nie jest ranny i czy nie trzeba będzie udzielić mu pomocy – dodaje.
Myśliwi po tropach, jak się okazało dwóch łosi, doszli aż do Narwi. Tam widać było, że jeden poszedł w górę rzeki i do lasu, a drugie ślady prowadziły po zamarzniętym lodzie przez Narew.
- Łosie świetnie pływają i ten próbował przedostać się na drugą stronę, ale okazało się, że nie może wydostać się na drugi zamarznięty brzeg rzeki – opowiada myśliwy.
Wówczas myśliwi na pomoc wezwali strażaków z OSP w Nowogrodzie. Przyjechała także jednostka zawodowa strażaków z wozem ratownictwa wodnego z Łomży.
- Zgłoszenie otrzymaliśmy około 21.30 – mówi Jan Chludziński z-ca Komendanta PSP w Łomży. - Gdy jednostki dotarły na miejsce zdarzenia pomiędzy Nowogrodem i Szablakiem, łoś był na środku Narwi. Nie mógł wydostać się na brzeg, ale był na tyle silny że nie tonął – podkreśla Chludziński.
Aby uwolnić zwierze ze śmiertelnej pułapki postanowiono wyciąć w lodzie kanał, którym łoś będzie mógł wyjść na brzeg. Trwało to trochę czasu, bo kanał musiał mieć około 20 metrów długości i być szeroki na 1,5-2 metry. Po jego wycięciu strażacy płynąc łódką zagnali w jego stronę łosia, który później już sam wyszedł na brzeg i uciekł do lasu.
- To była klempa. I najwyraźniej w zderzeniu z samochodem nie odniosła obrażeń, poza pewnie poobijaniem, bo nigdzie na śniegu nie widać było śladów krwi – mówił Łukasz Wołkowicz ciesząc się, że nocna akcja ratunkowa, która skończyła się dopiero przed północą, miała szczęśliwy finał.