Kryzys ligowy trwa nadal
Czwarty mecz z rzędu w trzecioligowych rozgrywkach przegrali piłkarze ŁKS-u 1926 Łomża. Tym razem na mocna okazała się ekipa Olimpii 2004 Elbląg, która już w pierwszej połowie zapewniła sobie trzy punkty po bramkach Kamila Piotrowskiego i Kamila Kopyckiego.
Dla ełkaesiaków potyczka z Olimpią była drugim spotkaniem jakie rozegrali w tym tygodniu. W środę rywalizowali bowiem w 1/16 finału Pucharu Polski na szczeblu wojewódzkim, gdzie bez kłopotów pokonali grającego ligę niżej Hetmana Tykocin 4:0 - Wierzę, że po trzech ligowych porażkach z rzędu to zwycięstwo podniesie morale zespołu i z zespołem z Elbląga zawalczymy o trzy punkty - mówił trener ŁKS-u, Mariusz Bekas. Niestety jak się okazało, nowy szkoleniowiec trochę się przeliczył.
Pierwsza odsłona rozpoczęła się od popisu gry taktycznej z obu stron. Żaden z zespołów nie był w stanie poważnie zagrozić bramce przeciwników, gdyż ci bardzo dobrze przesuwali się po boisku. Taki stan rzeczy miał miejsce do około 20 minuty. Wtedy nieco odważniej zaczęli grać łomżanie, zapominając jednak o defensywie. W 30. minucie stratę w środkowej części boiska popełnił jeden z gospodarzy, piłkę szybko przejęli elblążanie i po wymianie kilku podań Kamil Piotrowski strzałem z 16 metrów pokonał Daniela Iwanowskiego. Kibice przybyli na stadion jeszcze na dobre nie otrząsnęli się po stracie bramki przez ich zespół, a na tablicy świetlnej było już 0:2. Tym razem katem ŁKS-u okazał się najlepszy na boisku Kamil Kopycki, który płaskim strzałem zakończył indywidualną akcję. Na przerwę łomżanie schodzili ze sporą stratą, ale nie niemożliwą do odrobienia.
Druga połowa rozpoczęła się od zmiany, jakiej dokonał trener Bekas. Za słabo grającego Adriana Mleczka na murawie pojawił się grający od początku sezonu w drużynie rezerw Marcin Gałązka. Gdy 12 minut później dołączył do niego Albert Rydzewski gra gospodarzy nieco się ożywiła. Łomżanie grali szybciej i wymieniali więcej podań, ale niestety sytuacji do zdobycia gola było jak na lekarstwo. Najlepszą okazję nasi zawodnicy mieli w 67. minucie po strzale Bartosza Sulkowskiego z rzutu wolnego z 25. metrów. Wtedy to były gracz m. in. Młodej Jagiellonii trafił w poprzeczkę. Ta sytuacja wlała jeszcze odrobinę nadziei w serca łomżyńskich zawodników, bo praktycznie do końca meczu walczyli o zdobycie choćby honorowego gola. Niestety w bramce gości znakomicie spisywał się Mateusz Imianowski, który nie dał się pokonać.
- W pierwszej połowie zaprezentowaliśmy się słabo, ale duży w tym udział bardzo dobrze grającej Olimpii, która zniwelowała wszystkie nasze atuty. Po przerwie i zmianach jakich dokonałem prezentowaliśmy się już dużo lepiej, ale nie przyniosło nam to wymiernych efektów - mówił po meczu trener Bekas - Jedyne za co mogę pochwalić zespół to zaangażowanie w walkę do samego końca.
Porażka z Olimpią nie spowodowała na szczęście spadku w tabeli III ligi i ŁKS w dalszym ciągu zajmuje siódme miejsce z 7-punktową stratą do lidera rozgrywek, Mrągowii Mrągowo. Następny mecz łomżanie rozegrają na wyjeździe w sobotę, 27 października w Działdowie z tamtejszym Startem.
is