Ponadczasowa miłość
Magdalena Zawadzka wielbiona przez kilka pokoleń Polaków za rolę Baśki Wołodyjowskiej odwiedziła Łomżę - po raz pierwszy. Aktorka spotkała się z czytelnikami, promując książkę „Gustaw i Ja”, opowiadającej o niezwykłej miłości Zawadzkiej i zmarłego przed niemal czterema laty wybitnego aktora, Gustawa Holoubka. - Ta książka stała się dla mnie czymś niesłychanie ważnym – mówi Magdalena Zawadzka. - Pisałam ją sercem, bo miałam ogromną potrzebę zarejestrowania tego czasu życia z Gustawem. Pisałam o nas – nie o sobie, bo to nie miałoby sensu. Byliśmy razem przez tyle lat – pewnie, gdyby nie byłoby go w moim życiu byłabym zupełnie innym człowiekiem.
Magdalena Zawadzka i Gustaw Holoubek byli małżeństwem wyjątkowym. Przeżyli razem w atmosferze wielkiej miłości i zrozumienia 35 lat. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że byli sobie przeznaczeni. Spotkali się po raz pierwszy na planie filmu „Spotkanie w bajce”, a ich uczucie rozwinęło się w czasie pracy nad sztuką „Życie jest snem” kilka lat później. Ten niezwykle harmonijny, oparty na miłości i zaufaniu związek został opisany w książce, nad którą aktorka pracowała trzy lata.
- Chęć napisania książki pojawiła się dosyć szybko po odejściu męża – wyjaśnia Zawadzka. - Stwierdziłam, że jeśli nie napiszę tego, co czuję, to z czasem to w mnie zamrze. Może będę to pamiętać, ale nie będę tego mogła napisać już w takich emocjach. Pisząc miałam poczucie, że wspominając zapominam o tym, że męża nie ma – w jakimś sensie on dla mnie ożywał. Była to wielka, prawdziwa terapia, polegająca na zwierzeniu się z tego, co tak głęboko czułam.
Spotkanie, zorganizowane przez Miejską Bibliotekę Publiczną w Hotelu Gromada, przyciągnęło tłum wielbicieli talentu popularnej aktorki. Zebrani mieli okazję nie tylko przejrzeć czy kupić książkę. Równie wielkim magnesem okazały się barwne wspomnienia Zawadzkiej. Aktorka niezwykle ciekawie opowiadała o małżeństwie ze starszym o 21 lat aktorem, o codziennym życiu, w tym o przygotowywaniu się do kolejnych ról.
- Nikt po mnie – ani po moim mężu - nie poznałby w domu, że się denerwuję, bo idę na premierę - mówiła Zawadzka. - Bo jakim prawem mam zadręczać swoją rodzinę tym, że ja się boję? Oni wiedzieli, że się boję, ale to nie znaczy, że mam ćwiczyć monologi przed lustrem czy zadręczać ich w kuchni tekstami ze sztuki. Takie zachowanie jest według mnie żałosne i komiczne. Ani mąż nie chciał być taki przede mną, ani ja przed nim. To nie jest praca tylko na próbach, od 10 do 14 - czasem przy zmywaniu talerzy wpada jakiś wspaniały pomysł. Mój mąż na przykład bardzo lubił stawiać pasjansa i dopiero po wielu latach odkryłam, że była to dla niego taka bariera, oddzielająca go od rzeczywistości. I wtedy myślał sobie nad tekstem, rolą czy mowami, które wygłaszał w Akademii Umiejętności czy szkole teatralnej.
Nie brakowało też bardziej osobistych opowieści, wręcz anegdot: - Zawsze byłam bardzo roztargniona - wspominała artystka. - Ale najpierw to się kładło na karb młodości, głupoty albo tego, że mam dużo zajęć. Potem, że to już lekka skleroza – zawsze znajdowało się jakieś wytłumaczenie. A to jest po prostu cecha charakteru – jeden rodzi się tak poukładany, że aż zęby bolą, a drugi jest jakiś nie poskładany. Ja taka byłam od dziecka. I w momencie, kiedy wyszłam za mąż zdziwiłam się, że wyszłam za kogoś identycznego jak ja. Okazało się, że musimy się bardzo wzajemnie pilnować. Wtedy zaczęłam dokładnie zapisywać i swoje zajęcia i jego. On też starał się o tym pamiętać, żeby w razie czego mnie wspomóc.
Nie zawsze z powodzeniem – salwy śmiechu publiczności wywołała opowieść aktorki o tym, jak pojechali z mężem świeżo kupionym samochodem do Krakowa i wieczorem wsiedli do pociągu. Dopiero po ponad 20 kilometrach przypomnieli sobie o samochodzie pozostawionym na parkingu. Wrócili po niego z przygodami: autostopem, radiowozem milicji i drabiniastym wozem.
- Bardzo się cieszę z tej wizyty w Łomży – podkreśla Magdalena Zawadzka. - Do tego zobaczyłam na deptaku – o czym już dawno wiedziałam – pomniczek pani Hani Bielickiej. Jest to wzruszający dowód, że miasto pamięta o jej istnieniu i o tym, że stąd pochodziła. Tym bardziej mnie to wzruszyło, że projektantem tego pomnika jest młody rzeźbiarz, pan Selerowski. Stworzył on również bardzo piękny pomnik mojego męża w Międzyzdrojach – też siedzącego na ławeczce.
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Elżbieta Piasecka - Chamryk