„No Future” Teatru Aktywnego
Zaczyna się od alkoholu, potem przychodzi extasy. Kiedy przestaje wystarczać, sięgają po heroinę. Jedni szukają w narkotykach odskoczni od codziennych kłopotów, dla innych to tylko rozrywka – do czasu jednak. O problemach współczesnej młodzieży opowiada najnowsza sztuka „No Future” Teatru Aktywnego.
„No Future” miała premierę w czasie XVI Konfrontacji Teatralnych w grudniu ubiegłego roku. Jednak spektakl, oparty na scenariuszu i w reżyserii opiekunki Teatru Aktywnego, Joanny Klamy, ewoluował w ciągu tych dwóch miesięcy.
- Sporo się pozmieniało od Konfrontacji – wyjaśnia Joanna Klama. – Doszło dwóch bohaterów, przez co zmieniła się cała koncepcja sztuki. Ta nowa wersja bardziej mi się podoba, jest lepiej dopracowana.
Pojawiły się nowe wątki i postacie, powstała też oryginalna, podkreślająca wymowę wielu scen muzyka, autorstwa jednego z aktorów, Adama Zająca.
- Pomysł wyszedł od naszej instruktorki – wyjaśnia Adam Zając. – Wiedziała o tym, że gram na gitarze i zaproponowała, żebym zrobił jakieś podkłady. Były mroczne fragmenty w tych ciężkich momentach, „w stylu Szatana”, z ostrzejszym brzmieniem, które jest mi bliskie. Były też covery, jak „Highway To Hell” czy fajnie podstawione w pewnym momencie „Smells Like Teen Spirit” Nirvany.
Pomimo zmian wymowa „No Future” jest wciąż jednoznaczna – to ostry sprzeciw, właściwie bunt przeciwko bezmyślnemu sięganiu przez młodzież po narkotyki.
-Spektakl traktuje o problemach współczesnego świata, przede wszystkim ludzi dopiero wkraczających w dorosłość – mówi aktor Karol Boruch. – Kiedy wychodzą spod opieki rodziców wpadają w pewien schemat, wir różnych, pozornych przyjemności, jak alkohol czy narkotyki. Jest to bardzo niebezpieczne, bo robią wszystko, co oznacza zazwyczaj coś bardzo złego.
Początkowo to zabawa, chęć ubarwienia szarej rzeczywistości czy zapomnienia o problemach w szkole, domu czy pracy. Kiedy przeradza się w uzależnienie, zwykle jest już za późno. Bywa też tak, jak w spektaklu – jeden z bohaterów, chcąc zyskać w oczach dziewczyny narkomanki zdobywa dla niej niemal czystą heroinę i umiera po wstrzyknięciu sobie porcji narkotyku. W obliczu tej tragedii druga z towarzyszących mu dziewczyn uzmysławia sobie, co zrobiła i nadal robi ze swoim życiem. Śmierć kolegi wywołuje u niej wstrząs, który - być może - zainicjuje pozytywne zmiany. Niestety obiekt niewczesnych uczuć zmarłego wydaje się być już stracony – narkotyki poczyniły takie spustoszenie w jej psychice, że pierwszą reakcją na widok bezwładnego ciała jest nie chęć niesienia pomocy, a ucieczki z miejsca tragedii…
- Takie spektakle są potrzebne, by ukazywać problemy osób już dorosłych, ale niedojrzałych emocjonalnie – zauważa Boruch. Mających wszystko, ale nie potrafiących tego docenić, zauważyć, że inni nie mają takiego dobrobytu, na wszystko muszą pracować sami. Ten spektakl powstał właśnie dlatego, by dać takiego mocnego strzała młodzieży – żeby zobaczyła, że narkotyki nie są fajne. To też jest schemat i zniewolenie, także w tym sensie, że trzeba borykać się z postępującym uzależnieniem.
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Elżbieta Piasecka - Chamryk