Ludzie sztuki pod Arkadami
Jerzy Hoffman, Sokrat Janowicz, Jerzy Maksymiuk, Andrzej Strumiłło, Leon Tarasewicz i Wiktor Wołkow spoglądają na zwiedzających ze ścian Galerii pod Arkadami. To ich portrety – obok podobizn innych artystów i twórców – składają się na wystawę „Północno-wschodni”. Jej autorem jest Sławomir Romaniuk – absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej w Łodzi, pracownik białostockiego oddziału TVP i fotograf z zamiłowania.
- Kiedy zaczynałem fotografować, na jednym z konkursów otrzymałem nagrodę - album Wiktora Wołkowa pokazujący Podlasie w pejzażu – mówi Sławomir Romaniuk. - Wtedy zrozumiałem, że dla mnie nie ma już tam miejsca. Dlatego znalazłem sobie inne pole zainteresowania – portret. Postanowiłem pokazać Mazury, Suwalszczyznę i Podlasie, ale za pomocą ludzi, którzy zamieszkują te tereny i tutaj tworzą.
Cykl portretów Romaniuka przedstawia twórców, ludzi kultury i szeroko pojmowanej sztuki. Powód, dla którego stali się bohaterami tej wystawy jest prozaiczny – wszyscy pochodzą lub mieszkają obecnie w Polsce północno-wschodniej. Obok artystów wybitnych, jak reżyser Jerzy Hoffman czy dyrygent Jerzy Maksymiuk mamy też twórców młodych, ale z sukcesami, jak autor nominowanego do Oscara filmu animowanego „Katedra”, Tomasz Bagiński i projektantka mody Elwira Horosz. W Łomży można oglądać 14 fotografii, ale cykl ma otwarty charakter. Będzie też obejmował portrety kobiet oraz fotografie przedstawiające różne zawody – stąd uniwersalny tytuł całości - „Północno-wschodni”.
- Cykl zamknie się w około 50 zdjęciach – mówi Sławomir Romaniuk. - Mam cały zestaw osób, które chciałbym sfotografować. Niewykluczone, że 50 zdjęciem będzie mój portret.
Autor skupił się na pokazaniu artystów takimi, jacy są naprawdę – często przy pracy, w miejscu ich zamieszkania. Dlatego malarza i rzeźbiarza Andrzeja Strumiłło sfotografował w jego pracowni w Maćkowej Rudzie, a malarza Leona Tarasewicza w Waliłach, z jedną z kur z jego hodowli.
- Staram się portretować ludzi w ich naturalnym środowisku – wyjaśnia Romaniuk. - Czują się wtedy swobodniej, nic ich nie ogranicza. Wszystko fotografowałem w świetle zastanym – bez żadnych lamp, dodatków – by wydobyć właściwy charakter postaci.
Wszystkie zdjęcia są czarno białe – to też nie przypadek. Są surowe i ascetyczne. Bez typowego dla wielu obecnych fotografików przerostu formy nad treścią ukazują to, co najważniejsze: człowieka. Czasem, jak w przypadku zdjęcia Tomasza Bagińskiego, sfotografowanego bardzo szybko, bo czas naglił. Dla odmiany pierwsze podejście do portretu Wiktora Wołkowa było nieudane – dopiero kolejna próba, w plenerze, nad wodą, zakończyła się sukcesem.
- To forma minimalistyczna, oszczędna w rekwizyty – opowiada fotografik. Nie ma takiego przegadanego, dodatkowego elementu. Czarno białe zdjęcia bardziej pobudzają wyobraźnię. Kolor nie jest tu potrzebny, bo często odwraca uwagę – tu można skupić się na każdej postaci.
Wojciech Chamryk