Efektowny początek ŁKS-u
Od zwycięstwa rozpoczęli udział w rozgrywkach III ligi piłkarze ŁKS-u 1926 Łomża. Po dwóch bramkach Adriana Mleczka i jednej Mateusza Laskowskiego łomżanie w sobotę pokonali u siebie Motor Lubawa 3:0.
W pierwszych minutach meczu oba zespoły grały bardzo nerwowo. Zawodnicy nie potrafili wymienić kilku dokładnych podań, przez co gra toczyła się przez pierwszy kwadrans w strefie środkowej. Goście jako pierwsi oddali celny strzał na bramkę Przemysława Masłowskiego jednak było to uderzenie zbyt słabe, żeby zaskoczyć doświadczonego golkipera. Gdy już trema związana z debiutem w III lidze nieco opadła, gospodarze rozpoczęli to, do czego przyzwyczaili kibiców w poprzednim sezonie czyli absolutnej dominacji na boisku. Już w 14. minucie powinno być 1:0, ale Mateusz Laskowski w sobie tylko znany sposób nie wykorzystał idealnego dośrodkowania z rzutu rożnego Alberta Rydzewskiego. W kolejnych minutach łomżanie ostrzeliwali bramkę Mateusza Leśniewskiego zza linii pola karnego. Niestety piłka po uderzeniach Roberta Cychola, Michała Hryszko i Laskowskiego nie chciała znaleźć drogi do siatki.
Przewaga łomżan był miażdżąca, ale do zakończenia pierwszej połowy pozostawało coraz mniej czasu. W 38. minucie na indywidualny rajd zdecydował się Adrian Mleczek i mimo asysty obrońcy, technicznym strzałem z 12 metrów dał prowadzenie swojemu zespołowi. Ta bramka bardzo dodała gospodarzom pewności siebie, bo już trzy minuty później było 2:0. Futbolówkę w środku pola przejął bardzo aktywny tego dnia Hryszko, podał na skrzydło do Tomasza Staniórskiego, ten zagrał wzdłuż bramki Motoru, a wbiegający środkiem Laskowski nie miał kłopotów z pokonaniem Leśniewskiego. Chwilę później Cychol mógł jeszcze pokusić się o kolejną bramkę, ale piłka po jego uderzeniu przeleciała obok słupka.
Po zmianie stron łomżanie nieco zwolnili tempo. Gra ponownie toczyła się głównie w środku pola, a nieco częściej przy piłce byli goście. Dopiero w 55. minucie Laskowski znalazł się w dogodnej sytuacji, ale zamiast podawać, zdecydował się na strzał z ostrego kąta, przez co golkiper Motoru miał ułatwioną interwencję. Nie minęła minuta, a bliski pokonania Leśniewskiego był Łukasz Tarnowski. Tym razem jednak piłka po jego uderzeniu głową przeleciała minimalnie nad poprzeczką. Goście próbowali odgryzać się, ale ich akcje były zbyt chaotyczne. Najlepszą okazję do zdobycia gola zmarnował Jarosław Chodowiec, którego uderzenie głową w 60. minucie o centymetry minęło słupek bramki ŁKS-u. Gospodarze nieco podrażnieni coraz śmielszymi atakami zawodników z Lubawy w 75. minucie przeprowadzili kolejną bardzo dobrą akcję. Piłkę na 20 metrze przed bramką Motoru otrzymał Mleczek, minął obrońcę i ładnym strzałem w długi róg zdobył swoją drugą bramkę w tym spotkaniu.
Gdy wydawało się, że losy meczu są już rozstrzygnięte, a oba zespoły w spokoju dograją do końcowego gwizdka, w 80 minucie doszło do nerwowej sytuacji. Po rzucie rożnym obrońcy ŁKS-u, Łukasz Tarnowski i Artur Urban w twardej walce o piłkę starli się z golkiperem Motoru. Ten padł na murawę z grymasem bólu na twarzy, a grający trener zespołu z Lubawy, Tomasz Zakierski "stanął w obronie" swojego zawodnika. Zaczęły się przepychanki wśród piłkarzy obu drużyn, które arbiter zakończył pokazując aż 4 żółte kartki, po dwie dla graczy obu zespołów. Jedną z nich otrzymał kapitan ŁKS-u, Tomasz Staniórski. Ten sam zawodnik tuż przed końcowym gwizdkiem sędziego po prostej stracie piłki sfaulował gracza rywali, za co obejrzał drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę. Łomżanie kończyli więc mecz w "dziesiątkę", ale rywale mieli już za mało czasu na zdobycie choćby honorowej bramki.
- Zespół z Łomży pokazał nam nasze mankamenty i wypunktował nas jak rasowy bokser. Mają naprawdę bardzo dobry zespół i dla nas ten mecz jest doskonałym materiałem poglądowym. Szkoda, że jechaliśmy taki kawał drogi i wracamy do domu bez punktów, ale gratuluję gospodarzom - powiedział po zakończeniu meczu trener Zakierski.
- Bardzo się cieszę z tego zwycięstwa, zwłaszcza, że jest to pierwsze spotkanie w wyższej lidze. A ważne jest, żeby na początek "zapunktować" i bardzo nam na tym zależało. Widać to było na początku meczu, że zawodnicy byli bardzo zdenerwowani. Gra w ogóle się nam nie kleiła. Dopiero po 30 minutach zaczęliśmy wymieniać więcej podań i po takich właśnie akcjach padły bramki. Uważam, że zasłużenie wygraliśmy, chociaż były momenty, że przeciwnik nas przyciskał. Jednak kontekście całego meczu myślę, że zasłużenie wygraliśmy - ocenił trener Mirosław Dymek.
is