Gotyckie miraże w Łomży
Łomżyńska Jesień Kulturalna w pełni. Tym razem, po koncertach piosenki autorskiej i jazzowym organizatorzy zadbali o wielbicieli cięższych dźwięków. W MDK – DŚT zagrała legenda rocka gotyckiego Clostrkeller, z charyzmatyczną, obdarzoną wyjątkowym głosem Anją Orthodox. Zespół zagrał swoje wszystkie przeboje, z „Władzą” i „W moim kraju” na czele, oraz niczym nie ustępujące starszym utworom kompozycje z najnowszej płyty „Aurum”.
Zanim jednak do tego doszło na scenie pojawił się Deathcamp Project z Kluczborka. Dwóch muzyków, wspieranych gościnnie przez klawiszowca nieźle rozgrzało publiczność. „Bardzo fajnie gra się nam z Closterkeller, mówi wokalista i gitarzysta Deathcamp Project, Void. Jesteśmy ich fanami jeszcze z dzieciństwa, już czwarty raz jesteśmy częścią ich trasy. Bardzo cieszymy się, że Łomża, bo graliśmy tu pierwszy raz. Świetnie nam się grało, chociaż musieliśmy okroić set, ale poza tym rewelacja! Mam nadzieję, że niedługo tu wrócimy”.
„Nasz set potraktowaliśmy przekrojowo, dodaje basista, Betrayal. Jest część utworów z naszego debiutu – „Well - Known Pleasures”. Jest kilka utworów nowych, propozycje na drugi album, który już niedługo będzie rejestrowany”. Członkowie Closterkeller wypowiadają się o swoim wsparciu koncertowym bardzo pozytywnie: „Supportujący nas zespół jest naprawdę świetny. Deathcamp Project to jeden z moich ulubionych polskich zespołów. Ubóstwiam ich już od kilku lat”, zdradza Anja Ortxodox.
Gwiazda koncertu, Closterkeller został przyjęty bardzo gorąco. Zróżnicowana wiekowo, jak nigdy, na piątkowych imprezach publiczność bardzo aktywnie uczestniczyła w koncercie, śpiewając z Anją przebojowe refreny czy szalejąc pod sceną. Muzycy nie kryli zadowolenia z tego powodu, Anja Orthodox była wręcz rozpromieniona: „Bardzo mi się podobał ten koncert, jak nie z tej planety – ogień wśród publiczności! I jacy czadowi ludzie – dużo młodych, szalejących, bawiących się”.
Program koncertu był bardzo zróżnicowany, podzielony na bloki tematyczne: mroczne, gotyckie utwory, cięższe, typowo metalowe, rzeczy melodyjne, wręcz przebojowe i cztery utwory akustyczne. „Głupio mi było grać ten set akustyczny, bo myślałam, że młodzież nudzi się takimi rzeczami, wyjawia liderka Closterkeller. A oni sobie akurat odpoczęli i dalej szaleństwo pod sceną. Zauważyłam, że najlepiej sprawdzały się dzisiaj ciężkie, metalowe rzeczy, takie do trzepania głową. Gorąco było potwornie – dużo mocnych reflektorów - ale jesteśmy bardzo szczęśliwi”, dodaje wokalistka. Okazało się, że zespół bardzo dobrze wspomina poprzednie wizyty w Łomży i chętnie zagrał tu po raz kolejny. „Graliśmy tu już wielokrotnie, wspomina Anja. Moim głównym skojarzeniem z Łomżą jest to, jak kiedyś po koncercie, kiedy wyszliśmy na drugi bis, wpadł na scenę rozentuzjazmowany fan. I chcąc nam zrobić przyjemność, uczcić nas – otworzył szampana i zrobił nam rzęsistego „Niki Laudę” – śmieje się wokalistka. Zalał przy tym dokumentnie sprzęt. I został biedny i zdezorientowany na scenie z tym szampanem, bo my momentalnie rzuciliśmy się do wtyczek, sprzęt pod pachę i do garderoby – wylewać szampana z instrumentów. Tak skończył się koncert, bo już nie można było grać. To było straszne przeżycie, a dla niego pewnie jeszcze gorsze”. Tym razem, mimo bardzo gorącej atmosfery obyło się bez takich ekscesów.
Wojciech Chamryk
fot. Marek Maliszewski
