Dłuższe kolejki do łomżyńskiego szpitala
Nawet 8 miesięcy trzeba będzie poczekać na przyjęcie na oddział, trudniej będzie dostać się na tomografię komputerową – m.in. takie zmiany czekają pacjentów Szpitala Wojewódzkiego w Łomży. Decyzję o wydłużeniu kolejek podjęła dyrekcja szpitala po oficjalnej już odpowiedzi Narodowego Funduszu Zdrowia. Jak poinformował dyrektor łomżyńskiego szpitala, Marian Jaszewski, NFZ zapowiedział, że nie zapłaci więcej niż przewiduje kontrakt za tzw. procedury kosztochłonne, np. tomografię komputerową i USG dopplerowskie. W II półroczu szpital zamierza ograniczyć więc liczbę przeprowadzonych badań. - Nie zamierzamy kredytować NFZ – tłumaczy Jaszewski.
Kością niezgody są szpitalne nadwykonania. Szpital przyjął więcej pacjentów i wykonał więcej usług niż przewidywał kontrakt. Nadwykonania za siedem miesięcy 2009 roku w Szpitalu Wojewódzkim sięgają już 4,5 mln zł. -Szpital zmuszony jest więc wydłużyć kolejki na zabiegi – mówi Marian Jaszewski, dyrektor szpitala. Już teraz na pobyt diagnistyczny w szpitalu chory musi czekać kilka miesięcy, teraz poczeka o kolejne kilka miesięcy dłużej. Ostatecznej odpowiedzi z Funduszu nie ma, ale już wiadomo, że NFZ nie zapłaci za nadwykonania na oddziałach zachowawczych. - Ograniczenia w przyjęciach będą więc głównie na oddziałach: chorób wewnętrznych, pediatrycznym czy chorób płuc i gruźlicy – wymienia Jaszewski. Inoformuje, że bez kolejki przyjmowani będą tylko pacjenci w bezpośrednim zagrożeniu życia lub zdrowia, inni będą musieli poczekać, np. na laryngologii kolejka może wydłużyć się do 8 miesięcy.
W obronie szpitali wystąpili samorządowcy i Izba Lekarska, ale na razie – jak twierdzi Jaszewski – „niewiele udało się wskórać”. Jeżeli jednak zadłużenie nie zostanie pokryte, kondycja finansowa szpitala w Łomży może zostać poważnie zachwiana. - Na pewno szpital nie upadnie, ale płatności mogą się pogorszyć, to nie jest dobra prognoza – mówi Marian Jaszewski. Wskazuje na większą odpowiedzialność za pacjenta: „Trudno będzie stwierdzić, czy dany pacjent jest do diagnostyki i czy można go odesłać do domu, czy też jest w stanie zagrożenia życia i zdrowia; jak coś się później stanie, to odpowiedzialność spada na lekarza, personel szpitala i dyrekcję. To cienka linia, którą trudno jest administracyjnie ograniczyć”.
as