Tubylec na wakacjach, czyli „1000 godzin w Indochinach”
Pierwszy raz w życiu spróbował świerszczy kilka dni temu na wiecu politycznym w Bangkoku (Tajlandia). Smakowały jak słodkie czipsy, ale miały twarde nogi, które drapały w gardło. Potem w świątyniach hinduskich w stolicy imperium khmerskiego Angkor Wat (Kambodża) podziwiał wielkość kultury khmerskiej, a na pobliskich Polach Śmierci – przerażały go tysiące ludzkich kości wystających wprost z ziemi. Rafał Jóźwiak z Łomży wyruszył pod koniec czerwca. Na zwiedzanie Indochin przeznaczył... ponad miesiąc.
Wakacyjna trasa: Polska – Szwajcaria – Tajlandia – Kambodża – Wietnam – Laos – Malezja - Tajlandia – Szwajcaria – Polska.
- Przelot z Zurychu do Bangkoku był przyjemny i bez perturbacji, tak jak to powinno wyglądać – relacjonuje Rafał. - Stolica Tajlandii podczas jazdy z lotniska do centrum przypomina Stany, gdyby nie napisy po tajsku. W sklepach są wszystkie marki świata z tajskimi napisami.
Wprawdzie hostele nie okazały się tanie jak w przewodnikach, ale nasi podróżnicy znaleźli pokój z klimatyzacją i po zrzuceniu plecaków i prysznicu wybrali się na miasto.
- W centrum widać, że ceny pod ludzi z grubszymi niż nasze portfelami – kontynuuje podróżnik. - Chodzimy wąskimi ulicami i trafiamy na cichutką knajpkę, w której siedzą lokalni ludzie, a zapachy są zachęcające. Okazuje się, że nie ma piwa, ale właścicielka pozwala nam skoczyć do sklepu i pić u niej, zajadając jej jedzonko.
Podczas jedzenia zerwała się kolejna, typowa dla miejscowego klimatu ulewa. Zwiedzając Bangkok, podróżnicy trafili na m.in. na duży wiec polityczny.
- Ludzie byli przyjaźni, często się uśmiechali i wszyscy siedzieli w błocie na jakichś foliach – relacjonuje Rafał. - Słuchali przemowy, w większości ubrani w czerwone kolory... Przechodzimy na stoiska dookoła placu i decydujemy się spróbować świerszczy. Po głębokim wdechu bierzemy pierwsze kęsy... Smakują jak słodkie czipsy, tylko nogi nieco drapią i są twarde, więc ich już nie jemy.
Dużo nerwów, wiele prób i czasu kosztowało podróżników znalezienie uczciwego kierowcy tuk-tuka, czyli powszechnej w Tajlandii autorikszy, aby dotrzeć do Siem Reap w Kambodży.
- Bida w tym kraju aż piszczy, a Siem Reap rozwala ilością hoteli i innych atrakcji... komercha! - ubolewa Rafał. - Dzicz to chyba jedynie na Antarktydzie, w resztkach puszczy amazońskiej albo w ostrej Afryce... Jeszcze trochę i trzeba będzie jechać do Stanów, żeby zobaczyć kawałek nienaruszonej przyrody. Zaczyna być fajnie, chociaż mówią, że w Wietnamie gorzej niż w Tajlandii z naciągaczami, którzy są niesamowici w wymyślaniu historyjek i ich uwiarygadnianiu. Kambodża świetna na granicy, w drodze do Siem Reap jest momentami jak w Chinach na polach ryżowych, a szkoły w chatkach na balach. Znów przewoźnik próbuje robić ludzi w balona, chcąc 10 dolarów za pomoc w wypełnieniu papierów.
Rafał zwiedził w pobliskiej stolicy imperium khmerskiego, m.in., legendarną ze względu na olbrzymie rozmiary hinduską świątynię z XII w. Angkor Wat. Postanawia, że „obleci” świątynie przewidziane na trzy dni - w jeden. - Najbardziej naprzykrzają się malutkie dzieciaczki i naganiaczki, które zaczynamy nazywać „kury”, bo wydają dźwięki podobne do tego jak kura zniesie jajko – opisuje Rafał. - Kraj strasznych kontrastów!
Trasa podróży wiodła też przez stolicę Kambodży Phnom Pen, gdzie małe małpki biegają po wiszących nad ulicą kablach i balkonach. Gdy podróżnicy docierają nad Zatoką Tajlandzką w Kambodży, wreszcie jest trochę chłodniej. To czas na niezwykle przyjemną wycieczkę po wyspach, pływanie i nurkowanie w jasnobłękitnej wodzie, nurkowanie i chodzenie po bamboo island.
Po powrocie z rajskich wysp Rafał jedzie przez „pachnące”, pełne skuterów i motorów Phnom Pen na miejsce kaźni Killing Fields. Na oddalonych o 15 km Polach Śmierci za komunistycznych rządów Czerwonych Khmerów w drugiej połowie lat 70. XX wieku zamordowano bestialsko około 2 mln ludzi: „Wejście dwa dolary i jesteśmy w środku. W budynku na kształt kapliczki w tutejszym stylu stoi szklany słup, a w nim czaszki ludzi, którzy zostali zamordowani około 30 lat temu. Przygnębiający widok potęgują doły po zbiorowych mogiłach, ludzkie szczątki wystające z ziemi. Całości dopełniają reklamy piwa na ławkach w miejscu kaźni...”.
Rafał Jóźwiak jest teraz w Wietnamie; postaramy się za kilka dni przybliżyć kolejny etap jego egzotycznej podróży. A może któryś z Czytelników chciałby, abyśmy na napisali o wyprawie jego życia...? Prosimy o kontakt: biuro@4lomza.pl.
Mirosław R. Derewońko