„Znikające” targowisko „na torach”
- Część targowiska przy ul. Sikorskiego musi zostać rozebrana, bo prawo należy egzekwować - mówi wiceprezydent Łomży Marcin B. Sroczyński. Mowa o niemiejskiej części targowiska od strony torów kolejowych. Polubili je zwłaszcza mniej zamożni łomżanie, ponieważ to tam handlowali przede wszystkim sąsiedzi ze Wschodu. - Straż wydała postanowienie o likwidacji tych prowizorycznych zadaszeń i prowizorycznych stanowisk w trosce o bezpieczeństwo zarówno sprzedających, jak i kupujących z racji kilku pożarów, które miały tam miejsce – wyjaśnia wiceprezydent Sroczyński.
Rzecznik prasowy straży pożarnej w Łomży Jan Chludziński przypomina, że cały obiekt miał
czasową zgodę na funkcjonowanie przez 120 dni, wydaną na początku XXI wieku, do czasu postawienia bezpiecznej, z niepalnymi ścianami działowymi wiaty handlowej. Ponieważ przez lata hala się nie pojawiała, rok temu po interwencjach i kontrolach strażacy uznali, że dziesiątki zbitych z dykty i opatrzonych płachtami folii stoisk zagraża bezpieczeństwu znajdujących się w środku ludzi.
- To jeden z najbardziej niebezpiecznych obiektów w Łomży – mówi brygadier Jan Chludziński, zastępca komendanta miejskiego straży pożarnej. - Strach pomyśleć, co tam by się działo, gdyby w dzień targowy albo przed świętami, kiedy są tłumy kupujących, gdyby nagle zaczęły płonąć te wszystkie dykty i folie i zaczęły topić się i kapać na ludzi!
Strażacy wnioskowali do PKP, żeby doprowadzić teren do standardów zgodnych z ochroną przeciwpożarową. PKP odpowiedziały, że z dzierżawcą odbyła się odpowiednia rozmowa, ale dzierżawiąca teren od PKP jedna z łomżyńskich spółek odwoływała się od decyzji i próbowała zaskarżyć tę opinię. W finale nie dość, że decyzja o rozbiórce została podtrzymana, to dodatkowo prezydent nałożył na dzierżawcę grzywnę w wysokości 10 tysięcy złotych.
Dzierżawca terenu zapowiada, że targowisko „na torach” mimo wszystko pozostanie, ale w środę „niebezpieczne” jego elementy były usuwane. Wskazuje także, że troska o bezpieczeństwo sprzedających i kupujących tu osób nie musiała być jedynym motywem działania władz. Podobne do jego „niebezpiecznych” obiektów stoją po drugiej stronie płotu na targowisku miejskim.
- I tam są już bezpieczne...? - pyta przedsiębiorca.
Sam wiceprezydent Sroczyński przyznaje, że „sporo handlowców” z prywatnego targowiska za płotem przeniosło się już na teren targowiska miejskiego.
- Jest na nim odpowiednia liczba miejsc i wszyscy będą mogli prowadzić na nim legalną działalność handlową - konkluduje wiceprezydent.