wtorek 21.08.2007
Gazeta Współczesna - Nie są bezkarni Gazeta Współczesna - Problemem są żarówki Gazeta Współczesna - Rower na stoku Kurier Poranny - Rozliczą się w sądzie Gazeta Wyborcza - Rozmowa z Łukaszem Adamskim, pomocnikiem ŁKS-u
Gazeta Współczesna - Nie są bezkarni
Sędziowie coraz częściej posyłają domowych katów do aresztu
Najbliższy miesiąc spędzi za kratami aresztu Dariusz S., mieszkaniec jednej ze wsi w powiecie zambrowskim, który od ponad pół roku znęcał się fizycznie i psychicznie nad rodziną.
- Sąd Rejonowy w Zambrowie przychylił się do naszego wniosku o tymczasowe aresztowanie mężczyzny - mówi Janusz Fedorowicz, prokurator rejonowy w Zambrowie.
43-letni Dariusz S. od ponad pół roku znęcał się psychicznie nad matką i trzema dorosłymi siostrami.
- Będąc pod wpływem alkoholu wyzywał je, groził pozbawieniem życia, ostentacyjnie w ich obecności załatwiał potrzeby fizjologiczne i wszczynał awantury - mówi prokurator Fedorowicz. - Za te czyny mężczyźnie grozi nawet pięć lat pozbawienia wolności. Wcześniej Dariusz S. był już czterokrotnie karany. Dwukrotnie za kradzież i dwukrotnie za znęcanie się nad rodziną. W lutym bieżącego roku został skazany na rok i cztery miesiące pozbawienia wolności.
Mężczyzna wówczas nie trafił do więzienia, bo wykonanie wyroku zawieszono na trzyletni okres próby. W tym czasie Dariusz S. nadal znęcał się nad swoją rodziną i nadużywał alkoholu. Teraz, w zależności od wyroku sądu, mężczyzna musi liczyć się z możliwością odwieszenia wykonania wcześniejszej kary.
więcej: Gazeta Współczesna - Nie są bezkarni
Gazeta Współczesna - Problemem są żarówki
Woj. podlaskie. Na drogach jest bezpieczniej, od kiedy przez całą dobę trzeba jeździć na światłach – twierdzą policjanci oraz część kierowców. Nie brakuje jednak osób, które uważają, że nakaz nic nie zmienił, a naraża je tylko na koszty.
Światła w dzień nie mają żadnego wpływu na bezpieczeństwo na jezdni – uważa Marek Czapkowski z Białegostoku zajmujący się przewozem osób na terenie kraju. – Jedynie poprawa nawierzchni mogłaby coś zdziałać. Tak to tylko kierowcy mają w plecy. Muszą wydawać więcej. Żarówki, które normalnie zużywają się w 4-5 miesięcy, teraz padają już po dwóch.
Inni kierowcy zwracają uwagę na to, że zużywa się też więcej paliwa, a w samochodach znacznie szybciej „padają” akumulatory. Jednak są też tacy, którzy twierdzą, że koszty wcale nie są aż tak duże, a włączone światła są sporym ułatwieniem.
– Dzięki temu nakazowi samochody są o wiele widoczniejsze na jezdni, co podnosi bezpieczeństwo – uważa Jan Powichrowski, dyrektor Stowarzyszenia Przewoźników Podlasia. – Wydajemy w związku z tym może trochę więcej, ale coś za coś. Poza tym włączone światła i tak zużywają mniej paliwa niż np. klimatyzacja.
Podobnego zdania są też policjanci, choć, jak na razie, ze statystyk nie wynika, żeby wypadków było o wiele mniej od 17 kwietnia, kiedy w życie wszedł nakaz używania świateł mijania przez cały rok 24 godziny na dobę.
więcej: Gazeta Współczesna - Problemem są żarówki
Gazeta Współczesna - Rower na stoku
Czy można latem przyciągnąć ludzi na stok narciarski? Tak! Pod warunkiem, że zamienią narty na rower. Na stoku w Rybnie zorganizowano wyścigi rowerowe MTB.
Rybno, niewielka wieś pod Łomżą, od blisko trzech lat może poszczycić się własnym stokiem narciarskim. Powstał on z inicjatywy Mirosława Jankowskiego, lokalnego przedsiębiorcy. W sezonie zimowym przyciąga setki sympatyków białego szaleństwa. Trzy trasy zjazdowe, wyciąg i sztuczne naśnieżenie gwarantują optymalne warunki do jazdy. Jednak sezon narciarski trwa krótko. Co dzieje się latem na wzgórzu w Rybnie? Organizowane są na przykład potańcówki, a niedawno odbył się wyścig rowerowy.
MTB Cross Country
Od jednego do ośmiu okrążeń długości od 300 do 1800 metrów mieli do pokonania zawodnicy biorący udział w Pierwszym Wyścigu MTB o Puchar Starosty Łomżyńskiego, Wójta Gminy Łomża i Właściciela Stacji Narciarskiej w Rybnie.
Na starcie stawiło się ponad pięćdziesięciu zawodników i zawodniczek z różnych rejonów kraju, którzy startowali w kilku kategoriach wiekowych m.in. elita, orliki, masters. O tym, w jakiej grupie znaleźli się zawodnicy, decydował jednak nie tylko wiek, ale także posiadane umiejętności oraz stosowne zaświadczenia.
więcej: Gazeta Współczesna - Rower na stoku
Kurier Poranny - Rozliczą się w sądzie
Komitety wyborcze Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin nie złożyły sprawozdania finansowego z kampanii do sejmiku województwa. Ostateczny termin minął wczoraj.
Teraz pełnomocnicy finansowi obu komitetów wyborczych z niedopatrzenia będą tłumaczyć się przed sądem. Grozi im nawet więzienie.
To pierwszy taki przypadek w historii podlaskich wyborów. Do tej pory wszystkie komitety sprawozdania składały w terminie. A miały na to trzy miesiące od daty wyborów samorządowych do sejmiku województwa. Mimo że ta data minęła wczoraj, do biura Państwowej Komisji Wyborczej w Białymstoku nie wpłynęło sprawozdanie Ligi Polskich Rodzin i Samoobrony.
Przedstawiciele obu ugrupowań są tym zdziwieni, ale zapewniają, że prawa nie złamali.
- Upewniałam się, czy sprawozdanie zostało wysłane. W poniedziałek, w południe księgowa zapewniała, że lada moment przekaże je przez firmę kurierską. I tak się stało. A przecież decyduje data stempla - wyjaśnia Genowefa Wiśniowska, przewodnicząca Samoobrony na Podlasiu i jednocześnie wicemarszałek Sejmu.
- Komitet wyborczy LPR jest w Warszawie. My tutaj byliśmy tylko siłą wykonawczą. Sprawozdanie zostało dziś wysłane ze stolicy drogą pocztową, za potwierdzeniem odbioru, tak więc nie ma problemu - twierdzi Andrzej Fedorowicz, szef podlaskiej LPR.
Ale to wcale nie data stempla pocztowego ma znaczenie decydujące.
- Pani marszałek się myli. Liczy się data wpłynięcia sprawozdania, a ta minęła 20 sierpnia, o godzinie 16.15 - wyjaśnia Marek Rybnik, szef białostockiej delegatury Krajowego Biura Wyborczego.
więcej: Kurier Poranny - Rozliczą się w sądzie
Gazeta Wyborcza - Rozmowa z Łukaszem Adamskim, pomocnikiem ŁKS-u
Teraz nikt z zawodników nie boimy się wziąć odpowiedzialność za grę na siebie. Nie ma obawy, że po spotkaniu lub w przerwie zostaniemy delikatnie mówiąc okrzyczani - mówi po pierwszym zwycięstwie w II-ligowym sezonie Łukasz Adamski, pomocnik ŁKS-u
Tomasz Piekarski: Po czterech porażkach z rzędu w końcu wygraliście. W sobotę 2:0 pokonaliście na wyjeździe Odrę Opole. Co zadecydowało o Waszym zwycięstwie?
Łukasz Adamski: Wcześniej w naszej grze było dużo asekuracji. Teraz nikt z nas nie bał się wziąć odpowiedzialności na siebie. Nie było obawy, że po złym zagraniu czy innej stracie, zostaniemy delikatnie mówiąc okrzyczani. W starciu z Odrą zagraliśmy mądrze, byliśmy zespołem. Gdy tak będziemy grać dalej myślę, że szybko podskoczymy w tabeli.
Czyli jak Waszym trenerem był Jan Makowiecki, który odszedł z zespołu przed meczem z Odrą, a zastąpił go najbardziej doświadczony zawodnik Grzegorz Lewandowski, atmosfera w drużynie była zła?
- Nie do końca tak. Atmosfera cały czas była nie najgorsza, ale była presja. Gra w piłkę przestawała nas cieszyć, a nie mogło być inaczej, jak miałeś w świadomości, że jak coś zawalisz to potem dostaniesz ochrzan. Inaczej jest teraz. Trener Lewandowski z góry nam powiedział, że gra w piłkę ma nas przede wszystkim cieszyć i teraz wszyscy starają się pokazać z jak najlepszej strony. Ja do trenera Makowieckiego nie mam jakiś większych zarzutów, dużo się od niego nauczyłem, ale myślę, że zmiana była potrzebna. Jak widać na razie wyszła ona na korzyść zespołowi. Mam nadzieję, że teraz się odblokujemy i wszystko pójdzie w dobrym kierunku.
Co jeszcze zmienił Lewandowski?
- Przede wszystkim jest on dla każdego z nas autorytetem. Jego dorobek sportowy robi wrażenie. Grał on w niejednym klubie. Występował w europejskich pucharach, Lidze Mistrzów. Ponadto wprowadził w zespole spokój. Dużo ze sobą rozmawiamy i teraz każdy wie, czego od niego się wymaga. To być może niewiele, ale jak widać wystarczyło, aby móc wreszcie wygrać. Trener Makowiecki miał do nas zupełnie inne podejście. Poza tym na początku przyszło nam się zmierzyć z beniaminkami rozgrywek, a to wbrew pozorom trudni rywale.
więcej: Gazeta Wyborcza - Rozmowa z Łukaszem Adamskim, pomocnikiem ŁKS-u