sobota, 23 listopada 2024 napisz DONOS@
Forum ogólne

 Nowy temat  |  Spis tematów  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Zaloguj   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
Wspomnienie o pierwszych polskich lekarkach - z Mławy i Łomży

Z okazji Dnia Kobiet publikuję wspomnienie o pierwszych lekarkach na ziemiach polskich, pochodzących z Mławy i Łomży.
\"Wzgardzone córy Hipokratesa\"
1.
\"Z sułtańskiego haremu między warszawskie położnice\"

Anna Tomaszewicz-Dobrska (1854-1918) była pierwszą posiadaczką dyplomu lekarskiego w Polsce i jedną z pierwszych na świecie. Jako niestrudzona działaczka społeczna walczyła o prawa kobiet – nie tylko do studiowania i praktykowania medycyny, a także o poprawę ich warunków życia i dostęp do opieki medycznej.

Przyszła na świat 13 kwietnia 1854 roku w Mławie, jako córka Władysława, oficera żandarmerii wojsk cesarsko-rosyjskich oraz Jadwigi z Kołaczkowskich. Strajkiem głodowym wymusiła na rodzicach zgodę na podjęcie studiów medycznych w Zurychu w 1871 roku. Była to jedyna możliwość, gdyż kilka lat wcześniej Szwajcaria jako pierwsza i wówczas jedyna w Europie otworzyła podwoje wydziału medycznego dla kobiet. Panna Tomaszewiczówna opuściła mury uczelni w 1877 roku z dyplomem doktora medycyny, doskonałymi referencjami i dorobkiem badawczym pozyskanym podczas wspólnej pracy ze znanym neurologiem i psychiatrą, profesorem Edwardem Elitzigiem (1838-1907) oraz wybitnym niemieckim fizjologiem i fonetykiem, profesorem Ludimarem Hermannem (1838-1914), pod którego kierunkiem napisała pracę doktorską Przyczynek do fizjologii błędnika słuchowego.

Gdy dwudziestoczteroletnia doktor Tomaszewicz przyjechała do Warszawy z zamiarem podjęcia praktyki, spotkała się z odmową członkostwa w Warszawskim Towarzystwie Lekarskim, co było wymogiem dla prowadzenia państwowej praktyki lekarskiej. Dla wielu tradycjonalistów, choćby doktora Gustawa Fritsche, sama obecność kobiety w szacownym gronie lekarzy była pomyłką, toteż domagali się „potępienia tego niedorzecznego ruchu, tego niewłaściwego kierunku, w jakim niektóre zbłąkane owieczki z rodu niewieściego postępować zaczęły”. Wybuchł prawdziwy skandal. W obronie młodej lekarki stanęło wielu postępowych ludzi pióra i działaczy tamtych czasów, jak Bolesław Prus czy Aleksander Świętochowski. W samym środowisku lekarskim również nie brakowało ludzi o szerokich horyzontach, wspierających kobiety w ich walce o możliwość praktykowania. Należeli do nich profesor Uniwersytetu Warszawskiego, ojciec polskiej histologii, Henryk Hoyer (1834-1907) czy profesorowie Uniwersytetu Jagiellońskiego: Odo Bujwid (1857-1942), zwany ojcem bakteriologii polskiej, inicjator założenia Gimnazjum Żeńskiego w Warszawie czy też Napoleon Cybulski (1854-1919) uważany za ojca polskiej fizjologii. Do najsłynniejszych przeciwników obecności kobiet w kręgach lekarskich zaliczyć można profesora Ludwika Rydygiera (1850-1920), niezwykle zasłużonego na polu chirurgii, który był tak zbulwersowany samym konceptem kobiety-lekarza, że grzmiał w 1895 roku na łamach Przeglądu Lekarskiego: „Precz więc z Polski z dziwolągiem kobiety lekarza!”. Nie brakowało także krytyków wśród publicystów, a nawet… samych kobiet. „Nie chcę kobiet lekarzy, prawników, weterynarzy itd. – pisała w 1891 roku na łamach Szkoły Gabriela Zapolska. – Nie kraj trupów! Nie zatracaj swej godności niewieściej, [...] nie wnoś zarazy w fałdach swej sukni i ręką przesiąkniętą wonią trupa nie gładź czoła swego dziecka!”.

Nie mogąc uzyskać możliwości podjęcia praktyki w Warszawie, doktor Tomaszewicz wyjechała do Petersburga, gdzie miała nadzieję nostryfikować swój dyplom. Tam usłyszała, że car w 1876 roku wydał ukaz zabraniający poddanym studiowania w Szwajcarii. Pomógł jej przypadek – do haremu sułtana, który gościł w Petersburgu, poszukiwano lekarki władającej biegle angielskim, francuskim i niemieckim. Młoda pani doktor nadawała się znakomicie, ale postawiła władzom carskim warunek – przyjmie posadę w haremie, jeśli jej dyplom zostanie nostryfikowany. Gdy w 1880 roku wróciła do Warszawy, mogła już podjąć praktykę. Nie bez znaczenia było małżeństwo z warszawskim lekarzem o doskonałej opinii zawodowej i towarzyskiej, Konradem Dobrskim, które zawarła rok później. Mimo to młoda pionierka nie mogła liczyć na tłumy pacjentów w swoim gabinecie, podobnie jak na posadę w szpitalu.

W 1882 roku objęła kierownictwo nad przytułkiem położniczym dla najuboższych, gdzie rozpoczęła walkę o nowoczesne położnictwo, czystość, godne warunki dla młodych matek i profesjonalny personel. Sama tak tę walkę opisywała: „Miałam przeciw sobie siły ochotnicze i regularne: matki, ciotki, przyjaciółki i akuszerki, które sprzymierzały się w obronie starych porządków i tragiczne w pozie, wydęte w słowach, wystawiły do walki z nowatorstwem wszystek patos, wszystkie lęki i wszystkie przekory, jakie miały na składzie”.

Siła charakteru, determinacja i wiara w celowość podejmowanych przez nią zmian wkrótce się opłaciła. Przytułek stał się nie tylko wzorcową placówką położniczą (śmiertelność położnic wskutek zakażenia połogowego spadła o ponad połowę), lecz również ośrodkiem szkoleniowym dla personelu medycznego. Jak pisze Zbigniew Filar: „W 1896 roku przytułek był postawiony na takim poziomie, że można było w nim wykonać z pomyślnym skutkiem pierwsze cięcie cesarskie”, a niespełna dekadę później stał się oficjalnie zatwierdzoną szkołą położniczą, „z której wyszło, w ciągu istnienia przytułku, około 340 położnych”. Pracowano tam w zgodzie z ustanowionymi przez doktor Tomaszewicz-Dobrską „Ośmioma przykazaniami dla personelu położniczego”, które wyprzedzały epokę, w jakiej żyła:
„1. Ślub czystości niech zawód twój uświęci.
2. Nie miej innych wierzeń prócz w bakterie, innych dążeń prócz odkażania, innego ideału prócz jałowości.
3. Przysięgnij duchowi czasu w żaden sposób przeciw niemu nie bluźnić, szczególnie zaś hardem a pustem bredzeniem o przeziębieniu, przejedzeniu, przestrachu, poruszeniu, uderzeniu pokarmu na mózg bądź inną jaką herezją zaprzeczającą zakaźnej naturze gorączki.
4. Przeklnij na wieczne czasy i wieczne potępienie oliwę, gąbkę, gumę, smarowidło oraz wszelką rzecz, która ognia nie znosi lub go nie zna, albowiem takowa bakterionośna jest.
5. W pobliżu ciężarnych, rodzących, położnic, oczów i pępków dziecięcych bądź zawsze przytomna i świadoma, że wróg niewidzialny czyha zewsząd, jest na nich, na tobie, dokoła was i w samych was.
6. Nie dotknij ich, choćby krzykiem i jękiem pomocy twej wzywały, póki od głów do stóp w biel się nie obleczesz, nagich rąk i ramion twoich, zarówno jak ciał ich, suto mydłem nie namaścisz, bodaj dwoma wodami gorącymi nie zlejesz i dwoma płynami o wielkiej mocy bakteriobójczej nie zlejesz.
7. Pierwsze badanie wewnętrzne jest ci nakazane, drugie dopuszczalne, trzecie musi być usprawiedliwione, czwarte może być wybaczalne, piąte będzie ci za przestępstwo poczytane.
8. Wolne tętna i niskie ciepłoty niech ci będą najwyższym tytułem chwały”.

Niezwykła lekarka, która zapisała się na kartach polskiej medycyny, będąc wzorem i inspiracją dla pokoleń swoich następczyń zmarła 21 czerwca 1918 roku w Warszawie. Spoczywa w rodzinnym grobowcu na Cmentarzu Powązkowskim.

2. \"Niepokorna bojowniczka o prawa kobiet\" - Justyna Budzińska - Tylicka

W latach, gdy doktor Tomaszewicz-Dobrska walczyła o to, by ratować najbiedniejsze matki, szkolić wykwalifikowane położne i pielęgniarki, a skostniałemu warszawskiemu środowisku lekarskiemu udowodnić, że kobiety są dostatecznie silne i zdolne, by prowadzić praktykę medyczną w najtrudniejszych warunkach, studia lekarskie w Paryżu rozpoczynała kolejna Polka, która miała zapisać się na kartach historii. Justyna Budzińska-Tylicka przyszła na świat 12 grudnia 1867 roku w Łomży jako córka lekarza weterynarii, powstańca styczniowego, który został zesłany na Syberię. W 1892 roku studiowała Paryżu jako jedna z niewielu kobiet. Sześć lat później miała w ręku dyplom doktora medycyny, a środowisko lekarskie zaszokowała swoją wywrotową jak na owe czasy rozprawą o szkodliwości noszenia gorsetów. Jeszcze na studiach wyszła za Stanisława Tylickiego, z którym miała dwoje dzieci, a wkrótce po obronie podjęła praktykę internistyczną we wsi Ebripill niedaleko Meaux. Jej umiejętności cieszyły się powodzeniem, czego dowodzi fakt, że jak pisze Piotr Szalejko, „zwyczajem francuskim zdołała kupić od sukcesorów zmarłego lekarza dom z ogrodem i jego praktykę”. Po siedmiu latach wróciła wraz z rodziną do Polski, osiedlając się najpierw w Krakowie, a później w Warszawie.

Rodacy nie przyjęli jej z otwartymi ramionami. Dr Alfred Sokołowski, uznany specjalista od leczenia gruźlicy, zaoferował Budzińskiej-Tylickiej pracę jako wolontariuszce na swoim oddziale w Szpitalu św. Ducha. Pomoc Sokołowskiego umożliwiła pokonanie formalnej przeszkody; w 1909 r. w Petersburgu Budzińska-Tylicka zdała egzamin i nostryfikowała paryski dyplom. Mogła otworzyć w Warszawie gabinet internistyczny, lecz – podobnie jak Annie Tomaszewicz – odmówiono jej członkostwa w Warszawskim Towarzystwie Lekarskim.

Niezrażona niechęcią środowiska medycznego, rzuciła się w wir pracy i objęła swoją opieką przede wszystkim ludność najuboższą, o czym tak pisze Danuta Heydrich: „Mogła zostać modną lekarką, sowicie opłacaną przez bogatych snobów. Ale pieniądze były dla niej jedynie środkiem, zapewniającym utrzymanie. Nie przywiązywała wagi do luksusów życia. Nie leczyła dla pieniędzy, pragnęła tylko przyjść choremu z rzetelną pomocą. Chorzy wyrażali się o niej z entuzjazmem i ze szczerą miłością. Była postrachem modnych lekarzy, świetnie zarabiających. Z właściwą sobie surową prawdomównością wytykała niektórym kolegom ich dążenia do ugruntowania sobie sławy lekarskiej, wiodącej do zamożności, a nawet bogactwa. Z tego właśnie powodu nazywano ją dziwaczką”.

Zagorzała działaczka społeczna i zwolenniczka równouprawnienia kobiet, Budzińska-Tylicka aktywnie udzielała się w licznych związkach i stowarzyszeniach. Współpracowała z wieloma innymi społecznikami tego okresu, jak Aleksander Świętochowski, Ludwik Krzywicki, Stefania Sempołowska czy Natalia Gąsiorowska. Została jedną z założycielek Związku Równouprawnienia Kobiet Polskich. W 1909 roku wydała najsłynniejsze dzieło o nieco mylącym dla współczesnych tytule: Higiena kobiet i kwestie społeczne z nią związane. To przede wszystkim traktat o prawach kobiet, w którym autorka bez ogródek przedstawia najbardziej palące kwestie społeczne, jak równouprawnienie w kodeksie cywilnym i rodzinnym oraz w życiu małżeńskim (jej zdaniem uznawanie mężczyzny za głowę rodziny „przechodzi już do tradycji; bo ten z dwojga małżonków jest głową rodziny, któren posiada więcej rozumu i taktu; płeć nie ma tu żadnego znaczenia”), konieczność ochrony kobiet w fabrykach i wiejskich domach, prawo do edukacji. Piętnowała w nim zamiatane pod dywan problemy, jak przemoc, alkoholizm, prostytucja, niechciane ciąże czy egzekwowanie tzw. „posłuszeństwa małżeńskiego”. Pisała: „Trzeba jednak, żeby kobieta nakazała małżonkowi swoje zdrowie szanować, i gdy jej organizm wymaga spokoju, jak: podczas regularności, ostatnich miesięcy ciąży, sześć tygodni podczas okresu popołogowego, niech ten, za którego i dla którego wspólnych dzieci kobieta cierpi, potrafi przynajmniej zmysły swe opanować”. Uważała, że przysięga posłuszeństwa składana przez kobiety na ślubnym kobiercu, a interpretowana przez środowiska konserwatywne i mężów jako podporządkowanie seksualne, „jest upokorzeniem dla kobiety”.

Budzińska-Tylicka prowadziła prelekcje na temat świadomego macierzyństwa (była autorką tego terminu), zdrowia kobiet, edukacji seksualnej i kontroli urodzeń. Pisała w Higienie kobiet, że „dążność do ograniczenia liczby potomstwa […] uważać trzeba za świadomą chęć zabezpieczenia swemu potomstwu lepszych warunków zdrowotnych i wychowawczych”, podkreślając, że wraz z rozwojem społecznym i materialnym powinien iść pogląd, zgodnie z którym „rodzice przed powołaniem do życia potomstwa obliczyć się muszą ze swem zdrowiem, umysłem i mieniem, by dać dzieciom jak najlepsze warunki zdrowotne, moralne i ekonomiczne”. Podkreślała, że kobiety sprowadzane wyłącznie do funkcji rozrodczej żyją „przez całe dziesiątki lat oderwane od swego społeczeństwa, przestają go rozumieć i odczuwać, zatracają w sobie potrzebę pracy społecznej, gnuśnieją umysłowo, stają się drobiazgowe i ciasne w swym małym światku, złożonym z niemowlęcych kołysek i pieluszek. I tak przechodzi ich młodość, nikną, o ile istniały wogóle, instynkt i dusza społeczna, tępieje umysł, żyją one bowiem życiem li tylko fizjologicznem - życiem samicy - matki”. Walczyła o utworzenie pierwszej w Polsce poradni świadomego macierzyństwa, która została otwarta 25 października 1931 roku w Warszawie. Prowadziła ją aż do śmierci w 1936 roku. Można się jedynie domyślać, jak źle taka działalność była widziana przez niechętne jej środowiska konserwatywne i kościelne.

Doktor Budzińska-Tylicka działała także na rzecz edukacji zdrowotnej społeczeństwa polskiego, promocji zdrowia (ostro krytykowała nadużywanie alkoholu, nawoływała do walki z pijaństwem w narodzie, promowała zasady zdrowego żywienia, zwłaszcza zyskującą na popularności dietę wegetariańską) i opieki nad dziećmi. Mimo swoich niewygodnych dla wielu poglądów była członkiem wielu uznanych stowarzyszeń medycznych: Polskiego Towarzystwa Medycyny Społecznej, Naczelnej Izby Lekarskiej, założyła w 1926 roku Stowarzyszenie Lekarek Polskich. Miała niespożyte siły do walki o swoje ideały. Jak pisze o niej D. Heydrich: „nie dostąpiła żadnych zaszczytów, nie miała intratnych stanowisk. Była skromna. Mówiła prawdę, która nie zawsze jest mile widziana, i dlatego nie cieszyła się popularnością, na jaką w pełni zasługiwała”. Zmarła nagle 8 kwietnia 1936 roku.

Odpowiedz na tę wiadomość
 Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 


 Logowanie użytkownika
 Imię (nazwa) użytkownika:
 Hasło:
 Pamiętaj mnie:
   
Nie masz konta? - Zarejestruj się
 Nie pamiętasz hasła?
Podaj Twój e-mail albo nazwę użytkownika poniżej a nowe hasło zostanie wysłane na e-mail skojarzony z Twoim profilem.


Posty, których jedynym celem jest kopiowanie artykułów prasowych lub reklama - będą kasowane

Ogłoszenia płatne


Formatowanie tekstu
Za treść wpisów odpowiedzialność ponoszą ich autorzy.
phorum.org