Nowy temat | Spis tematów | Przejdź do wątku | Szukaj | Zaloguj | Nowszy wątek | Starszy wątek |
Profesor Krystyna Pawłowicz: czy w Gdańsku w ogóle mieszkają jeszcze Polacy? |
W Kolnie jest szklarz który robi porządne baniaki za rozsądne pieniążki. nie karmię ruskich trolli, zwłaszcza faszysty dvpokraty.
|
Odpowiedz na tę wiadomość
|
Re: Profesor Krystyna Pawłowicz: czy w Gdańsku w ogóle mieszkają jeszcze Polacy? |
Nie chodzi tu o zrobienie samych knajp z piwem na starym rynku, ale powiedzmy jakieś 3 do 5, można też zrobić jakieś lokale do których poszliby rodzice z dziećmi, np jakąś pijalnię czekolady, czy tak jak już otworzono naleśnikarnię. Jest dużo możliwości działania, trzeba tylko chcieć i nie dać się wpływom innych.
|
Odpowiedz na tę wiadomość
|
Re: Profesor Krystyna Pawłowicz: czy w Gdańsku w ogóle mieszkają jeszcze Polacy? |
dziwi mnie bardzo jak można wystroić się potem w szalik biało czerwony posadzić tłuste dupsko na trybunach i udawac jak to się jest razem z mieszkańcami podczas gdy tak naprawe to traktuje sikę ich jak stado baranów.
|
Odpowiedz na tę wiadomość
|
Re: Profesor Krystyna Pawłowicz: czy w Gdańsku w ogóle mieszkają jeszcze Polacy? |
I tak w tej Łomży nic sie nie dzieje wiec taki ogrodek piwny na starowce latem to jedyna atrakcja gdzie mozna posiedziec ze znajomymi legalnie na powietrzu i pogadac.
|
Odpowiedz na tę wiadomość
|
Re: Profesor Krystyna Pawłowicz: czy w Gdańsku w ogóle mieszkają jeszcze Polacy? |
@whiteboy: ile chcesz za to akwarium + osprzęt? Zostaw do siebie jakiś mail.
|
Odpowiedz na tę wiadomość
|
Re: Profesor Krystyna Pawłowicz: czy w Gdańsku w ogóle mieszkają jeszcze Polacy? |
4 lata temu na starówce chciałem otworzyc nalesnikarnię jeszcze jako student, środowisko akademickei, łomzyńskie oceniło, że ten pomysł nie ma szans na powodzenie. A jednak Łomzynska naleśnikarnia na giełczynskiej działa i ma się dobrze, więc chyba można robić biznes na starówce bez alkoholu a tym bardziej gastroomiczny :)
|
Odpowiedz na tę wiadomość
|
Re: Profesor Krystyna Pawłowicz: czy w Gdańsku w ogóle mieszkają jeszcze Polacy? |
Kiedy w końcu Polacy zrozumieją, że wszelkie ograniczenia w sprzedaży alkoholu, wyznaczanie odległości od „chronionych” obiektów, programy mające służyć ograniczaniu spożycia i wiele innych głupich działań to: dla Prezydenta i Radnych- jedna z wielu corocznych obowiązkowych czynności, która jeszcze nigdy nie przyniosła żadnych pozytywnych efektów w postaci spadku „spożycia”, podniesienia jego kultury, zmiany trendu ciągłego obniżania się średniego wieku dzieciaków sięgających po alkohol itp. dla znajomych Prezydenta (czy tego? - jeszcze nie wiadomo) i Radnych- okazja na dodatkową fuchę- pisanie programów antyalkoholowych to podobno bardzo intratne zajęcie dla właściciela hurtowni alkoholowej (oczywiście tylko jednego)- doskonały instrument na wyeliminowanie konkurencji- wystarczyło przekonać prezydenta, że w komisji, od której zależy udzielenie koncesji lub nie, powinna się znaleźć np. jego żona. Czy naprawdę ktoś wierzy, że wyznaczenie odległości 30 m czy 300 m będzie miało jakieś znaczenie? Czy wyznaczenie limitu punktów sprzedaży na 30 zamiast 300 zmniejszy spożycie? Na polskim Greenpoint w NY jest kilka sklepów z piwem i gorzałą w bezpośrednim sąsiedztwie kościoła i nigdy nie widać tam stojących pijaków. Oczywiście Polacy nie byliby sobą gdyby nie próbowali „dostosować” prawa stanu NY do swoich potrzeb ale bardzo szybko kilkunastu greenpointskich policjantów wybiło im to z głowy. Akcja zmiany mentalności Polaków trwała około miesiąca i była bardzo skuteczna. Dlatego nie wierzę, że nie można zaprowadzić takiego samego porządku w polskich miastach. Trzeba jedynie kilku- kilkunastu mądrzejszych policjantów (na miejsce niepotrzebnej i śmiesznej Straży Miejskiej) stosujących zasadę mądrego burmistrza NY „zero tolerancji” i w kilka miesięcy będzie po problemie. Piwo powinno byś sprzedawane w każdym sklepie spożywczym. Handel gorzałą powinien być ograniczony ale tylko po to, żeby Państwo miało z tego jakiś pożytek- powinny pozostać koncesje, którą mógłby otrzymać każdy za odpowiednią opłatą. Nawet logika przemawia za takim rozwiązaniem. Handel tym „wyklętym” (ale jednak niezbędnym) towarem nie będzie skupiony w kilku miejscach (ku udręce okolicznych mieszkańców tych miejsc), wyeliminowane zostaną wpływy mafii hurtowników na prezydentów i radnych i …... po kilku miesiącach ze zdumieniem stwierdzimy, że „spożycie” wcale nie wzrosło (a wręcz przeciwnie), ludzie zachowują się kulturalniej (bo żaden menel nie przyjdzie do ładnej knajpki w centrum miasta), spadną ceny ….... wiele można by wyliczać. Tak sobie tylko marzę bo zdaję sobie sprawę, że w Polsce, niestety, nie jest to na razie możliwe. To by było za proste i za uczciwe jak na Polskę.
|
Odpowiedz na tę wiadomość
|
Wyświetlaj drzewo | Nowszy wątek | Starszy wątek |