Na plaży zielonej nad Narwią Łomża, okolica i stolica
- Co roku przyjeżdżamy razem do Łomży, żeby odwiedzić rodzinę i odpocząć na plaży nad Narwią – mówi Agnieszka Charytonowicz, tuląc do piersi 5-miesięczną córeczkę w kapelusiku pod palmą na rozległej plaży nad rzeką, gdzie setki dzieci, młodych i dorosłych korzysta ze słonecznej pogody i 34 stopni w cieniu. - Czujemy się tu bezpiecznie i swojsko, w porównaniu z Warszawą powietrze jest świeższe i czyste, a woda w Narwi na tyle czysta, że można w niej kąpać się bez strachu o oczy, uszy i skórę. Do Wisły bym nigdy nie weszła... Niestety, w toaletach i przebieralniach panują bardzo prymitywne warunki. Prowadzący tę plażę powinni zadbać o lepszy standard urządzeń sanitarnych.
Agnieszka Charytonowicz pochodzi z Łomży, zaś 1. sierpnia plażowała w strugach słońca z mężem Rafałem, pilnującym pluskania i pływania 5- i 11-letniego syna oraz kilkorga dzieci krewnych. Po studiach na anglistyce w stolicy nie podjęła się tłumaczeń ani uczenia innych, tylko zaczęła pracę w branży farmaceutycznej: w badaniach klinicznych testuje nowe leki na chorych ochotnikach. Jako specjalistka od ratowania zdrowia nie wyraża się pozytywnie o pomieszczeniach i urządzeniach, na których podważaną co roku jakość zwrócił uwagę także 16-letni łomżyniak Krzysztof Wesołowski. - Bez potrzeby lepiej tam nie wchodzić – ostrzega, licząc na domyślność Czytelników. - Słyszałem, że na otwarciu plaży pod koniec czerwca były dmuchane zabawki. Teraz by się przydały atrakcje...
"Każda rzeka jest zmienna, a Narew kapryśna"
Z braku pompowanych zamków czy grot, można pograć w siatkówkę na jasnym piasku po drugiej stronie mostu im. Hubala, poleżeć na kocyku bądź ręczniku na soczyście zielonej trawie albo kąpać się na strzeżonym i ograniczonym linami akwenie. Nieliczni śmiałkowie mocują się z prądem rzeki poza bojami. - Nie widziałem na własne oczy tego lata, na szczęście, i nie chcę widzieć szaleńców, popisujących się odwagą, a właściwie brawurą, i skakaniem z mostu na nogi czy na główkę – mówi Krzysztof, starszy brat Maćka. 12-letni chłopiec uważnie słucha o wiele bardziej doświadczonego ratownika po kursie 1. stopnia rok temu i 2. stopnia w tym roku. - Dosyć ciężkie, około miesiąca zajęć w soboty i niedziele – opisuje 16-latek. - Mieliśmy też patrole sprawdzające z WOPR-em na dzikie plaże. W dole rzeki są dwie: w okolicy Czarnocina i za Jednaczewem, w górę Narwi trzy czy cztery. - Na żadnej z nich nie ma ratowników. Ludzie pływają tam na własną odpowiedzialność, ale oprócz tego na dzikich plażach zdecydowanie za dużo pije się alkoholu. Są tam ułożone skocznie z worków z piaskiem, niektórzy skaczą na głowę, bez sprawdzenia dna. Zapominają, że to rzeka, nie jezioro. Nurt niesie gałęzie, śmieci. Każda rzeka jest zmienna, a Narew kapryśna, ma zmienne dno.
Zdaniem Krzysztofa Wesołowskiego, należy na plaży i w wodzie zachowywać zdrowy rozsądek. - Zwykle toną umiejący pływać, bo nieumiejący trzymają się brzegu - zauważa roztropnie chłopak, którego sztuki pływania nauczył Jarosław Szeremet na basenie, podobnie jak jego młodszego brata. - Czasem się zdarzy, że na plaży zjawi się człowiek w nieodpowiednim stanie i interweniuje policja. - Nie przeżyłem na tej plaży dramatycznych wydarzeń i niech tak pozostanie – mówi Bartosz Kutny, 31-letni ratownik na plaży miejskiej od 2004 r., z przerwami. Jest jednym z trzech dyżurujących co dzień od godz. 10.30. do 19.30. Ocenia, że znakomita większość plażowiczów potrafi zachować się na plaży kulturalnie: słuchają próśb i poleceń ratowników, zgłaszają niepokojące zdarzenia i zwykle nie wejdą do wody pod wpływem alkoholu. Oby kultury nie zabrakło do końca wakacji i urlopów. Parking zastawiony po obu stronach mostu autami z Zambrowa, Białegostoku, Warszawy, z Łomży, okolicy, zagranicy. Tego lata widać, że i rowery wracają do łask. Opalają się w posłusznym rządku.
Mirosław R. Derewońko