Pociąg do Łomży
Pociąg do Łomży mam ogromny. Wracam do niej z ogromnym sentymentem po każdym dłuższym rozstaniu. Brak mi tego słodkawego zapachu i swojskiego ciepełka. Najbardziej lubię ten moment, gdy z zielonej butelki do ust moich wpływają pierwsze krople. Uczucie to jest jedno na milion, tylko Łomża mi je daje.
Do rzeczy - nie o tym miało dziś być. Miałam dziś napisać o prawdziwym pociągu, takim na szynach, mknącym z zadyszką od stacji do stacji. Wszak o potrzebie kolei w naszym mieście wiemy wszyscy. Jest to sprawa oczywista. Czujemy się wyalienowani, wyśmiewani. Jak ktoś z Poznania sprawdza jak dojechać do Łomży do mu oczy zostają w wyrazie zdziwienia przez 3 dni. Ale jak to nie ma u Was pociągów? A no nie ma.
Projekty pojawiają się co kilka lat. Nawet w tym roku czytałam, że ma być do Nas doprowadzona trakcja. Co, gorsza Łomża miałaby być ostatnim przystankiem. Wyobraźcie sobie jak tory kończąc się nad Narwią… Jednak narzekać nie będę, bo zaraz mi zarzucicie, że lepszy rydz niż nic.
Ale czy na pewno?
Kto ostatnio jechał pociągiem i powie, że podróż to przyjemna? Jako że, z usług PKP w ostatnich dwóch latach korzystałam codziennie, mam wiele wspomnień. Opowiadać o spóźnieniach i opóźnieniach nie będę, bo przecież wszyscy wiedzą, że rozkłady jazdy mają z prawdą tyle samo wspólnego co baśnie Andersena. Natomiast spotkały mnie niespodzianki lekko zatrważające. Pewnego razu mój skład na godzinę utknął w korku na zwrotnicy. Było to w grudniu, gdy na podłogach wagonów zamarznięte kałuże tworzyły lodowisko.
Współpasażerowie też trafiają się różni. Klasykiem gatunku jest kanapka z pasztetem, ale uwierzcie na słowo spotkałam Pana, który jadł szprotki z puszki na relacji Warszawa Śródmieście – Warszawa Zachodnia.
Najbardziej utkwiła mi jednak w pamięć taka podróż – zdążyłam na pociąg, wbiegłam do przedziału, przepchałam się przez rowerzystów, gitarzystów, miłośników zwierząt – siedzę! Wyciągam książkę. Wtem ryk syren. Ewakuacja. No to biegnę, mijam kolejno rowerzystów, gitarzystów, miłośników zwierząt. Cała mokra, ale szczęśliwa, że przeżyłam czekam co wydarzy się dalej. Czy ewakuują dworzec? Mija 5, 10 minut i nic. Wtem pełen skruchy głos wypowiada przez megafon – pasażerowie pociągu w kierunku Pruszkowa proszeni są o ponowne zajęcie miejsc. Pociąg został już wywietrzony… Wywietrzony?!
Dlatego odkąd mieszkam w Łomży, wszędzie mam blisko, a dookoła dużo pomocnych przyjaciół nie tęsknie za tłocznymi, spóźnionymi pociągami. Przecież wszędzie można autobusem albo samochodem, a dla odważnych nawet i rowerem. Komunikacyjna alienacja, jak się dobrze zastanowić może być naszym plusem. Żeby odwiedzić Łomżę, trzeba się mocniej postarać, a przecież najbardziej docenia się to, co przychodzi z trudem!
Aga Fijołek-Wądołowska
www.westerholm.pl