Smutne pożegnanie na Zjeździe
W ostatnim w tym roku meczu na własnym stadionie piłkarze Łomżyńskiego Klubu Sportowego 1926 przegrali z Olimpią Olsztynek 1:2. Jedyną bramkę dla biało-czerwonych zdobył Mariusz Baranowski.
Podbudowani wtorkowym zwycięstwem nad Puszczą Hajnówka stawiani byli w roli faworyta w pierwszym meczu rundy rewanżowej. Zespół z Olsztynka w ostatnich sześciu pojedynkach zdobył zaledwie jeden punkt i trudno było przypuszczać, że właśnie w Łomży przełamie złą passę. Wszystko zaczęło się zgodnie z przewidywaniami. W 8. minucie ładną zespołową akcję celnym strzałem wykończył Mariusz Baranowski i miejscowi prowadzili 1:0. Niestety trzy minuty później gospodarze "wyciągnęli pomocną dłoń" do będących w głębokim kryzysie przeciwników. Jeden z obrońców posłał długie podanie do Mateusza Różowicza. Szybki napastnik Olimpii popędził na bramkę i przy biernej postawie obrońców ŁKS-u pokonał Adriana Jędraszczaka. Po tym trafieniu łomżanie wyglądali tak, jakby stracili pewność siebie. Dużo trudności przysparzało im rozbicie skomasowanej obrony Olimpii, a jeśli ta sztuka już się udawała, to piłka nie chciała znaleźć drogi do bramki. Gości natomiast nie interesowało koronkowe rozgrywanie akcji. I trzeba przyznać, że taktyka oparta na kilkudziesięciometrowym podaniu do któregoś z napastników okazała się w tym meczu bardziej skuteczna. Do przerwy zawodnicy z Olsztynka, a dokładnie Różowicz mógł zdobyć drugiego gola, ale tym razem swój rajd zakończył niecelnym strzałem.
Po zmianie stron obraz gry nie uległ znacząco zmianie. Gospodarze próbowali rozgrywać piłkę w ataku pozycyjnym, a goście liczyli na szybkich napastników, którzy kilka razy zastosowali pressing i stanęli oko w oko z Jędraszczakiem. I o ile w 52. minucie Karol Najorczyk przegrał taką rywalizację to już dziewięć minut później nie pomylił się. Napastnik Olimpii przejął zagraną z własnej połowy piłkę i strzałem w długi róg wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Łomżanie długo nie mogli otrząsnąć się po tym golu. Pierwszą dogodną sytuację do wyrównania stworzyli sobie dopiero w 77. minucie. Wtedy to Marcin Kraska próbował umieścić piłkę w okienku bramki gości, ale minimalnie chybił. Do końca meczu ełkaesiacy mieli także kilka stałych fragmentów gry, ale żaden z nich nie przyniósł efektu w postaci drugiego gola i po końcowym gwizdku sędziego to goście mogli cieszyć się z pierwszych trzech punktów od 4 października.
- Przegraliśmy to spotkanie na własne życzenie. Zawiedliśmy wszyscy. Nie usprawiedliwiają nas żadne problemy jakie mamy w drużynie. Zawodnicy muszą uderzyć się w piersi i zastanowić czy dali z siebie 100 procent. Ja natomiast dokonałem złych zmian, bo zamiast wzmocnić, osłabiły zespół. Źle zareagowałem i biorę to na siebie – powiedział Robert Speichler, trener ŁKS-u.
Po tej porażce biało-czerwoni spadli na 10. miejsce. W ostatnim w tym roku spotkaniu, które odbędzie się 22 listopada o godz. 12.00 łomżanie zagrają na wyjeździe z Olimpią Zambrów - Na pewno będzie bardzo trudno o zwycięstwo. Musimy się do tego meczu dobrze przygotować mentalnie i ponownie zagrać jako zespół. Nie jedziemy tam na pożarcie chociaż niektórzy myślą, że wrócimy z dwucyfrową porażką. Ja jestem przekonany, że jeśli chłopaki podbudują się mentalnie to nie będzie źle - zakończył opiekun zespołu z Łomży.
is