Psychodancing z Maciejem Maleńczukiem
Maciej Maleńczuk, jeden z najpopularniejszych polskich artystów, wystąpił w Łomży i był to koncert wyjątkowy pod każdym względem. Znany bowiem ze specyficznego poczucia humoru, kontrowersyjnych poglądów oraz ciętego języka wokalista nie ograniczył się tylko do odśpiewania swych przebojów – żartował, komentował i opowiadał różne historie ze swego bogatego w wydarzenia życia. Publiczność reagowała zaś entuzjastycznie na wszystkie utwory: od rockowych do jazzowych, country oraz disco. – Ważne, że udając, że gramy gówniane przeboje z radia sprzedaliśmy wam trochę poezji! – podkreślał Maciej Maleńczuk.
Maciej Maleńczuk zaprezentował łomżyńskiej publiczności bardziej przebojową stronę swej twórczości. Głównym punktem programu były rzecz jasna najbardziej popularne utwory: „Gdzie są przyjaciele moi” czy „Ostatnia nocka” projektu Yugopolis. Maleńczuk chętnie przypominał też przeboje, które nagrał z zespołem Püdelsi: balladę „Dawna dziewczyno”, rytmiczne „Tango libido” i poprzedzone żartobliwą zapowiedzią o przyszłych i obecnych emerytach „Emeryten party”. Równie wesoło było zresztą niemal przed każdym utworem, bo wokalista chętnie i ze swadą opowiadał a to o kulisach powstania danej kompozycji, komu jest dedykowana lub dzielił się z publicznością swymi przemyśleniami na temat tolerancji, obecnej sytuacji politycznej w Polsce lub wspominał szczególnie inspirujących go polityków.
Liczne obce przeboje, nagrane na płytach „Psychodancig”, reprezentowały zaś „Nigdy więcej” Piotra Szczepanika w rytmie bossa novy oraz dynamiczna „Płonąca stodoła” Czesława Niemena. Była nawet „Cicha woda”, początkowo stylizowana na piosenkę z lat 50., przechodząca w klawiszowe solo Grzegorza Stasiuka i zakończona mocnym, rockowym uderzeniem. Nie brakowało też innych niespodzianek, jak piosenka „Mikrofon” z repertuaru rosyjskiego barda Włodzimierza Wysockiego w przekładzie Macieja Maleńczuka oraz licznych popisów wokalisty jako instrumentalisty. Tu publiczność najżywiej przyjęła Maleńczuka w roli saksofonisty w utworze „Nie zna życia kto nie śmigał za fajansem”.
Było też country, żywiołowe rockabilly, soczyste funky oraz ostateczne potwierdzenie klasy i umiejętności towarzyszących soliście muzyków – jazz. W trakcie wykonywania „Dawnej dziewczyny” Maleńczuk stwierdził bowiem: „Jazz to taka muzyka, gdzie temat oraz harmonia nie jest celem – jest punktem wyjścia”. Po czym, ku zaskoczeniu publiczności, naprawdę zszedł ze sceny, na której rozpętało się jazzowe szaleństwo, zainicjowane basowym solem Andrzeja Laskowskiego, do którego stopniowo dołączyli gitarzysta Kuba Frydrych, perkusista Maciej Muraszko i klawiszowiec. Jazzowych klimatów sprzed kilkudziesięciu lat nie zabrakło też w prześmiewczym „Barmanie”, z kolei w „Casey Jones” pobrzmiewał momentami klasyczny ragtime. Jednak do szaleńczej zabawy i wstania z miejsc porwał publiczność dopiero żywiołowy „Medley”, na który złożyły się fragmenty tanecznych przebojów kilku ostatnich dekad, ze szczególnym uwzględnieniem szlagierów włoskich, rosyjskich i francuskich oraz dyskotekowych hitów lat 70. i 80.
Wojciech Chamryk