Trenażer w Łomży zionął jak smok wawelski
Z zewnątrz na pozór wszystko wygląda niegroźnie: po prostu w słoneczny piątek na parkingu przy ul. Sikorskiego w Łomży stanął olbrzymi tir, do którego wiodą metalowe schodki. Ale inaczej niż w typowych naczepach, do wnętrza prowadzi troje metalowych drzwi, za którymi panuje ciemność... W środku czarno, choć oko wykol, żadnych okien, wszędzie kłębi się dym, zewsząd unosi się ostra woń spalenizny, a ze ścian i sufitu buchają płomienie jak z miotaczy ognia. Słychać dzikie wrzaski przerażonych ludzi, piekielne skowyty i jęki, nad czym próbują zapanować strażacy w niepalnych kurtkach i hełmach z przyłbicą, i z butlami powietrza. Jeśli pójdzie im sprawnie, wyjdą za 12 minut, a jeśli nie...
To nie jest zwykły tir, ani zwyczajny parking. Trenażer wygląda jak naczepa tira i stoi cichutko na tyłach Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Łomży. Warte około półtora miliona euro urządzenie skrywa w sobie skomplikowany system dysz, przez które wdziera się czysty gaz propan, ulegający zapaleniu ze wszystkich stron, oraz w system czujników, połączonych z komputerem za drzwiami pośrodku. Stamtąd obserwujemy, co dzieje się wewnątrz i czy ostra akcja jest bezpieczna.
- Trenażer pożarowy to mobilna komora rozgorzeniowa, pozwalająca uzyskać warunki jak w czasie prawdziwego pożaru, tyle że kontrolowane, bezpieczne dla gaszących – objaśnia fachowo brygadier Grzegorz Orankiewicz (lat 50) ze Szkoły Głównej Służby Pożarniczej w Warszawie, prowadzący przez dwa dni szkolenia dla 80 strażaków z Łomży, Kolna, Zambrowa i Moniek. - W środku panuje temperatura od 30 do 900 stopni Celsjusza, natomiast interweniujący z wężami wodnymi strażacy muszą w całkowitej ciemności odnaleźć ciała – manekiny i ugasić rozprzestrzeniający się pożar.
Nagła burza płomieni rodem z filmu grozy
A w tym niewyobrażalnym gorącu nie mogą stracić zimnej krwi, opanowania i przytomności. Gdyby tak się stało, że któryś mdleje, upada, przestaje się poruszać, zacznie pracować stabilizator bezruchu – mała jak pół kostki masła puszka na prawym barku, przypominająca ostrym dźwiękiem alarm samochodowy. Dzięki sprowadzeniu trenażera do województwa podlaskiego, podobne ćwiczenia mogły odbywać się wcześniej w Białymstoku, Bielsku Podlaskim i Suwałkach, gdzie trenowało 40 Litwinów. Łącznie z ćwiczącymi w Łomży daje to 400 strażaków we współpracy transgranicznej i w rzeczywistych warunkach, zachodzących podczas pożaru w mieszkaniu, hali czy magazynie. Głównym zadaniem jest przygotowanie strażaka na samotność w ogniu i sprawdzenie, jak sobie poradzi w sytuacji tzw. flash over, czyli rozgorzenia, gdy po wybiciu okien czy drzwi nagle do pomieszczeń dostaje się tlen i burza płomieni wygląda jak w najlepszych efektach specjalnych filmów sensacyjnych. Rozgorzenie to taka forma pożaru, w której jest największe zagrożenie życia.. Jeśli śmiałkowie w trenażerze nie poradzą sobie w 15 – 20 minut, komputer wygasi paleniska. Nad całością i prawidłowym przebiegiem ćwiczeń czuwają również Witold Łabajczyk (lat 39) i Norbert Solan (lat 38) z zakładu szkolenia zawodowego i testowania sprzętu SWSP, której są absolwentami, podobnie jak koledzy z roku: brygadier Grzegorz Orankiewicz i st. brygadier Ireneusz Denysiuk. Trzej warszawiacy z SGSP z nieskrywaną nutą zazdrości chwałą komendanta i strażaków z Łomży za to, że na terenie Komendy Miejskiej PSP nie ma ciasnoty, zaś budynek i teren są bardzo zadbane.
Na głowę spadają belki, ściany się przewracają
- Jestem niezwykle zadowolony i cieszę się, że komendant wojewódzki PSP podjął akurat decyzję o organizacji tych ćwiczeń praktycznych właśnie w Łomży, co świadczy o uznaniu i zapewne randze naszej jednostki – podsumowuje komendant miejski PSP w Łomży st. brygadier Ireneusz Denysiuk (lat 50). - Z tych ćwiczeń będą mieli pożytek nie tylko strażacy, ale przede wszystkim mieszkańcy.
Każdy z oficerów trochę zazdrości, że ten trenażer – jako kosmicznie drogi, wart ponad 6 milionów złotych – nie jest jeszcze na wyposażeniu podlaskiej lub łomżyńskiej straży pożarnej. Dziękują za udostępnienie sprzętu Egeria Group, której kilka trenażerów sprawdza się na treningach w Polsce. O przydatności do przygotowania strażaków, zwłaszcza tych młodszych i mniej doświadczonych, mówią zgodnym głosem starsi koledzy z KM PSP w Łomży: młodszy brygadier Piotr Chendoszko (lat 41), od 22 lat w służbie, oraz młodszy aspirant Mariusz Rezka (lat 41), w służbie od lat 20. - Jednak w prawdziwej akcji jest znacznie gorzej, trudniej i niebezpieczniej, bo tutaj wiemy, co się zdarzy, że zadziałają czujniki i komputer, że nic nie wybuchnie, że pożar nie przeniesie się do innych pomieszczeń – konkluduje Piotr Chendoszko, zastępca dowódcy jednostki ratowniczo-gaśniczej. - W prawdziwych warunkach pożar rozprzestrzenia się w sposób niekontrolowany, a dodatkowym zagrożeniem są spadające na głowę belki, ściany czy segmenty mebli, które się na nas przewracają.
Mirosław R. Derewońko